Każdego dnia się przekonuję, że fikcja, iluzja, podyktowane egoizmem indywidualnym lub grupowym zmyślenia i kłamstwa, gorączkowe fantasmagorie i fatamorgany są podstawową formą istnienia pokaźnej części moich współobywateli. I wprawdzie wiem, że są to nasze cechy dawne i dawniejsze, znane z doświadczenia i literatury (Jan Kochanowski, Szymon Starowolski, Juliusz Słowacki, Kamil Norwid...) - to mimo to co i rusz zadziwiam się. Taki wstręt, taką niechęć mamy do skorzystania ze starej i wciąż aktualnej mądrości Talesa z Miletu: Poznaj samego siebie, człowieku...
Wystarczy się wsłuchać w fale eteru, rozejrzeć po Internetowych i prasowych nagłówkach: “Cienie zdrajców za plecami Tuska”, “Bronisław Komorowski w sieci peerelowskiej Ubecji”, “Polska pod Tuskiem skarlała” - bez końca można cytować wywiady, deklaracje, artykuły, takie i podobne wypowiedzi ludzi, którzy przy tym robią minę, że są absolutnie przekonani o prawdziwości swoich słów. Sprawiają na mnie wrażenie genetycznych spadkobierców naszej najwspanialszej, rozbawionej i rozmodlonej Sarmacji z czasów upadku I Rzeczpospolitej. Oni są przekonani, że mówią prawdę i tylko prawdę. Mało tego, wmawiają swoim czytelnikom i słuchaczom, że tylko ich prawda jest tą prawdą najprawdziwszą, bo tylko oni mają najlepsze pomysły i wiedzą najlepiej jaka być powinna Polska, jak powinna się rządzić i jaki powinien być “prawdziwy” Polak.
Sprawia mi to wielką przykrość. A jednak pełen jestem dobrej woli, zaglądam do kiosków z prasą, kupię i Wyborczą, i Polską Codzienną, i Politykę, Wprost, ale także Uważam Rze..., zaglądam do skrajnie różnych portali w Internecie. I czytam, konfrontuję, porównuję. Bo przecież wiem, że harmonię świata budują sprzeczności. Że na dobę czasu składa się i światło i ciemność. Że my ludzie, jesteśmy istotami bardzo skomplikowanymi, nie jednoznacznymi. Wiem o tym. I wciąż mam nadzieję, że któregoś dnia ludzie nawet o najbardziej skrajnych poglądach na życie i rzeczywistość zakrzykną: - Eureka! Ten świat jest trójwymiarowy a światło ma wszystkie kolory tęczy! Nadzieja bywa nie tylko matką głupich, nadzieja jest motorem zmian.
Oczywiście, współczesna Sarmacja różni się od swoich siedemnastowiecznych przodków. W warstwie powierzchniowej różnicę czynią minione trzysta lat i technologiczna wyjątkowość naszej epoki. Ale ta prowokacyjna naskórkowość myśli, krótkowzroczność, wąski grupowy interes, brak wyobraźni i skostniałość ducha są podobne niesamowicie. Współcześni sarmaci niejednokrotnie nawiązują do Sarmacji historycznej, ale niechętnie wytykają jej winy. Najchętniej odwracają kota ogonem. Tamci upajali się swoją złotą wolnością, chełpili się swoim szczęściem bycia obywatelami najpotężniejszego, najwspanialszego i najbardziej demokratycznego państwa w Europie. Chełpili się, duma ich rozpierała, a w tym czasie ich “Najjaśniejsza Rzeczpospolita” staczała się na dno upadku. To oni od kilkuset już lat wyszarpywali od państwa, od królów niekończący się ciąg przywilejów, stanowych praw z liberum veto na czele. Zamiast uchwalania podatków, reform społecznych i reform prawa, wywyższali wciąż swoją szlachecką i magnacką prywatę a ostoję ówczesnej państwowości, władzę królewską doprowadzali do krańcowego ubezwłasnowolnienia.
Identyfikując dzisiejszą naszą prawicę z tamtą Sarmacją, dokonuję wielkiego uproszczenia, wiem. Bo tak naprawdę, pełnokrwistego współczesnego Sarmatę bez problemu znajdziemy praktycznie w każdej formacji politycznej i społecznej. A jednak ten typ mentalności występuje najobficiej w naszej wodzowskiej prawicy. I co ważniejsze, to rozrośnięty, przejaskrawiony symbolizm i nadęta emocjonalność, którym towarzyszą uboga racjonalna myśl i płaska wyobraźnia. Jakby codzienna, namacalna i wymierna, materialna i duchowa rzeczywistość nie miała do nich dotarcia. Czasem myślę, że może ci ludzie posiedli jakąś nadzwyczajną technologię mumifikacji na żywo, żeby przypadkiem wymyślana przez nich, ich wewnętrzna rzeczywistość, nie otarła się o świat realny i nie wymusiła na nich zmianę optyki.
Gdy ich czytam, mam wrażenie, że są to głosy z jakiejś innej planety, z innego kraju, nie tego w którym ja żyję. Ja się urodziłem w państwie II Rzeczpospolitej, w latach jej względnego rozkwitu. Jednak rzeczywistość, która otaczał moje środowisko, to była bieda i nędza. Ale przecież państwo, które powstało po prawie dwustu latach nieistnienia, nie było w stanie zdobyć się wówczas na dużo więcej. Tym bardziej, że jak powiedział w stanie podniecenia Marszałek Piłsudski, Polska w tych początkowych latach nowej wolności zmagała się nie tylko z zacofaniem gospodarczym, ale “polska hołota” sprawiała nie mniejsze kłopoty. Pamiętając o tym, nie zapominając o drugiej wojnie światowej i o pół wiekowym jedynowładztwie komunistów, nie tak trudno dojrzeć, że III Rzeczpospolita istnieje ledwie od dwudziestu jeden lat. Jak wysoko należy się wznieść, aby zobaczyć kraj nasz takim jakim on faktycznie jest? Jak głęboko należało by zajrzeć w duszę pojedynczego współczesnego Polaka, aby zobaczyć i rozpoznać poziom zadowolenia ze swojego życia? Poziom satysfakcji, że on i jego dzieci żyją w kraju ustabilizowanym, bezpiecznym, nieustannie się rozwijającym. Że jest obywatelem państwa, które dzięki swoim obywatelom i swoim wybieralnym władzom, wypracowało w Europie taki poziom swojego autorytetu, jakim w czasach nowożytnych nigdy w przeszłości nie dysponowało.
Nasza prawica czyni wszystko możliwe, aby Polakom, obywatelom Polski obrzydzić swój kraj. Czasami mam wrażenie, że oni nie są wcale opozycją, że tworzą jakiś dziwny, nie całkiem wyrazisty i konsekwentny przyczółek anarchii w prawnym systemie naszego państwa. Przecież oni demonstrują swoje obrzydzenie, swoją pogardę dla tej Polski, która jest, w każdej dostępnej formie i w każdym dostępnym miejscu. Obrzydzenie do kraju, który realnie istnieje, który jest życiem zdecydowanej większości Polaków, który się rozwija, pokonuje kolejne wieloletnie zaniedbania, boryka się oczywiście z najróżniejszymi problemami, ale jednak pięknieje z dnia na dzień. Ta Polska jest dla każdego innego obywatela cenionym chlebem powszednim, niezależnie ile w nim soli i goryczy. Ale “oni” tą ziemią gardzą, oni są powyżej tego gruntu. Bo “oni” mają własny pomysł na Polskę. Oni zabiegają o Polskę wyłącznie swoich własnych marzeń. Polskę jednolitą, z jednego “prawdziwego” genu się wywodzącą, w której wytrzebione zostaną wszelkie niepodobieństwa do wzorca, który w swoich sercach noszą. A tę, która jest, należy rozwalić bo ona tylko do nieszczęść prowadzi. Ich wódz właśnie ogłosił, że Tusk, podpisując unijny, dyscyplinujący narodowe budżety państw członkowskich UE Pakt Fiskalny, podpisał “Akt bezwarunkowej Kapitulacji” Polski. Takie są właśnie szczyty rozkwitu polityki uprawianej przez skrajną formę iluzorycznego istnienia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz