
Łyżkujemy owsiankę, popijamy czarną kawę, cieszymy się widokiem okrążających nas i cały dom - widok przymglony nieco, bo przecież babie lato mgli się w słonecznej powodzi - czerwonych róż, żółtych begonii, różowych floksów, czerwonymi kuleczkami owoców cisu, który w tym roku po raz pierwszy od prawie trzydziestu lat zaowocował, wyrośniętych wysoko jałowców, smukłych brzóz, świerków, modrzewi, sosen, jedynego dębu, a także widokiem przekwitającego już chmielu, który rozsypał swoje rozgałęzienia i pędy na konary świerku i wspina się wśród igliwia wysoko niczym wielki, zapomniany przez dzieci latawiec. Ale nie to wciąga nas najbardziej, nie to przykuwa naszą uwagę, dzisiaj rozkoszujemy się widokiem, a jeszcze bardziej ZAPACHEM świeżego, suszącego się za płotem siana. Zapach siana jest nie tylko rozkoszny, ma siłę i przenikliwość kadzidła, a widok łąki i pól wywodzi naszą uwagę hen aż po horyzont, a razem to sprawia, że i Mag i ja w jednej chwili, jakby na jeden sygnał zwracamy spojrzenia ku sobie i pytamy siebie unisono: - “Czy przypadkiem to nie jest to, co nazywane bywa szczęściem?”

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz