wtorek, września 11, 2012

Niezwykła Wizyta

Ujrzeć nagle światło, blask na końcu tunelu i zawołać: Eureka!

Tak to sobie pomyślałem i wyobraziłem, gdy przed kilku dniami, podczas golenia, usłyszałem zagadkowe stukanie do stalowego brodzika z tamtej strony, od spodu, od rury kanalizacyjnej: dwa stuki w odstępach sekundowych a po nich natychmiast seria stuków w odstępach mini sekundowych. Powtórzyło się to co najmniej kilka razy. Wrażenie dosyć niesamowite.

Mag, która chwilę wcześniej weszła do łazienki, znieruchomiała i wyostrzyła słuch. Co to może być? - powiedziała. I pochyliła się nisko nad srebrzącymi się otworkami odpływu wody z brodzika. Brodzik był całkiem suchy, w domu nie było wody, awaria gminnego wodociągu przedłużała się od wielu godzin.

Ojej! - wykrzyknęła Mag - Widzę dziobaty pyszczek jakiegoś stworzenia, które chce się tu do nas dostać. Co to może być?

Nie dowiedzieliśmy się kto lub co to mogło być. Być może ten/ta/to “Coś” zobaczyło nieprzyjazny błysk w oku Mag i zrozumiało, że droga, którą przebyło, i na pokonanie której tyle trudu sobie zadało, okazała się fałszywą.

Ja jednak wolę pierwszą moją myśl: dobrze by było na końcu swojego tunelu zobaczyć światło, taki błysk nadziei.

"Moja kampania wrześniowa"

Jest wrzesień. Babie lato. Są wrześniowe wspomnienia. Różne wspomnienia, także te dotyczące wydarzeń, które na czynach człowieka kładą się cieniem hańby. Ale przecież nawet wydarzenia z piekła rodem, obfitują nieraz w szczegóły, które do wyobrażeń piekła ni jak nie pasują.

Dlatego sugeruję aby zainteresować się
wrześniowymi wspomnieniami admirała Ludwika Janczyszyna, które publikuję na stronach chatabruna.eu. Jest to moja rozmowa z admirałem z lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Jest o tym, jak niepełnoletni Strzelczyk zgłosił się na ochotnika do obrony kraju przed agresją z zachodu i wschodu i czym się ta jego wojenna wyprawa skończyła. Zacytuję fragment:

"Gdy posterunek policji w Kranem się zwijał , --- a zaczął się zwijać, proszę ciebie, jakieś nie całe dwa tygodnie po wybuchu wojny. Może tydzień po wybuchu wojny. Wszyscy policjanci przenosili się do Skałatu. I wtedy my też, strzelcy i strzelczyki, poszliśmy z nimi. Jako ci, którzy do tej pory wzmacniali potencjał ochronny w Krasnem. Rozumiesz? I tam, w Skałacie, dobrze to pamiętam, wstąpiło nas czterech, może pięciu, do batalionu kopu. Dali nam normalne mundury. A wróciłem z tej wojny tylko w butach kazionnych i w wojskowej koszuli. Najlepszy mój garnitur, jaki wówczas miałem, zostawiłem gdzieś po drodze."
slide71

Śniadanie na sianie

W ostatnich kilku dniach sprawdzają się prognozy pogody. Jest słonecznie, prawie upalnie, jest pięknie i wspaniale. Trzeci dzień z rzędu, my, to znaczy Mag i ja, wynosimy śniadanie z wilgotnej chałupy do rozsłonecznionego ogrodu. Urządzamy się na tarasie niczym angielscy książęta albo polscy magnaci z epoki sarmackiej.
Sniadanie na sianie

Łyżkujemy owsiankę, popijamy czarną kawę, cieszymy się widokiem okrążających nas i cały dom - widok przymglony nieco, bo przecież babie lato mgli się w słonecznej powodzi - czerwonych róż, żółtych begonii, różowych floksów, czerwonymi kuleczkami owoców cisu, który w tym roku po raz pierwszy od prawie trzydziestu lat zaowocował, wyrośniętych wysoko jałowców, smukłych brzóz, świerków, modrzewi, sosen, jedynego dębu, a także widokiem przekwitającego już chmielu, który rozsypał swoje rozgałęzienia i pędy na konary świerku i wspina się wśród igliwia wysoko niczym wielki, zapomniany przez dzieci latawiec. Ale nie to wciąga nas najbardziej, nie to przykuwa naszą uwagę, dzisiaj rozkoszujemy się widokiem, a jeszcze bardziej ZAPACHEM świeżego, suszącego się za płotem siana. Zapach siana jest nie tylko rozkoszny, ma siłę i przenikliwość kadzidła, a widok łąki i pól wywodzi naszą uwagę hen aż po horyzont, a razem to sprawia, że i Mag i ja w jednej chwili, jakby na jeden sygnał zwracamy spojrzenia ku sobie i pytamy siebie unisono: - “Czy przypadkiem to nie jest to, co nazywane bywa szczęściem?”
Po horyzont

poniedziałek, września 10, 2012

Nowe publikacje

Na stronach chatabruna.eu poświęconych wspomnieniom admirała Ludwika Janczyszyna, opublikowałem nowe materiały. Między innymi jego wspomnienia z lat szkolnych i z okresu tuż przed wybuchem drugiej wojny światowej.
Ludwik Janczyszyn, jako pi
ętnastoletni chłopak wstąpił do tak zwanych Strzelczyków, organizacji, która w II RP na obszarze województwa tarnopolskiego skupiała młodzików, przyszłych członków Strzelców Polskich. Ludwik opowiada o tym, jak zdobywał sznur sekcyjnego Strzelczyków, jaki udział mieli młodzi i dorośli Strzelce w nabrzmiewających w przedwojennej Polsce konfliktach politycznych, a szczególnie narodowościowych. Opowiada o narastaniu wzajemnej nienawiści i burdach urządzanych przez Polaków i Ukraińców w jego rodzinnych stronach.
Opowie
ść o jego uczestnictwie, jako niepełnoletniego ochotnika, w kampanii wrześniowej 1939 roku, jest nie tylko poznawcza, ale przy okazji zabawna. Przygody Strzelczyka Ludwika Janczyszyna choć troszkę nawiązują do tamtej aury w naszym kraju. Ujawniają, z jednej strony, wielkie poczucie patriotyzmu w sercach młodych ludzi i oddanie sprawom ogólnym. Odsłaniają również niemrawość i słabość przywódców.
Zach
ęcam każdego zainteresowanego tym tematem do zapoznania się z tymi nowościami.