poniedziałek, lipca 11, 2011

Czuć się jak za komuny

Antoni Krauze się wypowiedział, Newsweek.pl (26/2011-3.07.2011, z reżyserem rozmawiała Joanna Lichocka) napisał, ja przeczytałem. No i nie jestem obojętny wobec wydrukowanych słów, przypisanych reżyserowi filmowemu, Antoniemu Krauze. Już na wstępie zmroziło mnie wytłuszczone w tytule, wyznanie rozmówcy Newsweek'a: "Czuję się jak za komuny". Rozumiem, że w dzisiejszej polskiej rzeczywistości, a już szczególnie w miesiącach czerwcu i lipcu roku 2011, autor wyznania się czuje tak, jak się czuł za komuny. Drugą rzeczą, która sprowokowała mnie do komentarza, jest (w tej samej rozmowie) opowieść o tym, jak to operator dźwięku, Włodzimierz Dębicki, schował się przed czołgami (przy pierwszym wiadukcie kolejki elektrycznej, w Gdyni)  za betonowym płotem i mikrofonem na tyczce nagrał atmosferę tragedii, która się tam rozegrała 17 grudnia 1970 roku o świcie. A także opowieść Pana Antoniego o tym, jak to "relacja ze spotkania gdyńskich stoczniowców z komitetu strajkowego w przeddzień czarnego czwartku z admirałem Ludwikiem Janczyszynem", do którego ci stoczniowcy mieli jakoby się udać w celu "zażądania uwolnienia aresztowanych kolegów", i którym "dowodzący wówczas marynarką wojenną admirał powiedział, że jeśli strajk się nie skończy, to stocznia zostanie ostrzelana z armat ustawionych pod Elblągiem".

W sumie to tylko dwie "drobne" sprawy mnie zaabsorbowały w tej rozmowie. Jedna, dotycząca przeszłości (grudzień 19760) i druga dotycząca współczesności (samopoczucie reżysera Krauzego). W obu przypadkach nie znajduję nic odkrywczego, dotąd mi nieznanego, to mimo to oba są jakby nękające i kąśliwe, a jednocześnie prawdziwe i nieprawdziwe. Zacznę od samopoczucia.

Jestem z tej samej branży co pan Antoni Krauze. Z tym, że moje życie twórcy filmowego skończyło się wraz z upadkiem komuny, a pan Antoni szczęśliwie, choć nie bez rozterek, nadal realizuje swoje filmy. Znam czasy komuny i wiem, z jakimi problemami natury politycznej (cenzura), materialnej (kosztorysy) i moralnej borykali się twórcy filmów w PRL. Upadek komuny i moje wycofanie się z praktyki twórcy filmowego zbiegły się przypadkowo (chociaż mam swój pogląd na temat roli przypadku). I tym faktem nie obciążam żadnej władzy, ani tamtej, komunistycznej w kraju satelickim, ani tej nowej, demokratycznej w kraju suwerennym. Jeśli człowiek sam w sobie jest, czuje się istotą wolną, niepodległą i suwerenną, to pozostaje taką niezależnie od okoliczności -  w więzieniu, łagrze, w codziennym lub sporadycznym nękaniu przez wrogie lub tylko nieprzyjazne władze. Oderwany od surowej rzeczywistości życia zbiorowego idealista, którego umysł i wyobraźnia opanowane są przez świat symboli i idei,  najczęściej znajduje się w konflikcie z rzeczywistością, niezależnie od tego, jaką ona jest. Resentymenty, urazy, tęsknoty i złożyczenia stanowią naturalną pożywkę dla umysłu i emocji u takich ludzi.

Jeśli w dzisiejszej Polsce, człowiek kultury, twórca, wyznaje, że jest prześladowany przez władzę za swoje poglądy na życie, na politykę, na historię, że czuje się w tym względzie jak za komuny, bo jego zdaniem nowa rzeczywistość nie odbiega od tamtej rzeczywistości - to ja reaguję na takie żale jak na syrenę alarmową, wzywającą do gaszenia pożaru. A każdy człowiek, jeśli nie jest tchórzem lub szubrawcem, powinien chwytać wiadro z wodą i biec do gaszenia tego pożaru.

To oczywiste, że nasze życie, nie jest życiem obywateli arkadyjskiej krainy. Kto marzy o Arkadii, musi niestety sięgnąć do antycznej lub średniowiecznej literatury. Ale każdy, komu zależy na życiu lepszym, dostatniejszym, na tym aby nasz horyzont wolności się poszerzał, aby w kraju było więcej światła, mniej niezbadanych mroków i ciemności - każdy taki człowiek zamiast narzekań i utyskiwań ma tak zwaną obiektywną możliwość (tego jestem pewny) aktywnego współuczestniczenia w tworzeniu choćby tylko namiastki wymarzonej Arkadii. Jeśli dzisiejsza polska rzeczywistość jawi się komuś, choćby tylko "prawie" jako "komunistyczna", to albo taki ktoś nosi w sobie jego własną "rzeczywistość a-historyczną", która mu przysłania dzisiejszy świat widzialny i niewidzialny, albo ja jestem skończenie głuchy i skończenie ślepy. Ryzykuję więc. Nie zgadzam się z takim widzeniem. I współczuję tym, którzy muszą dzisiaj czuć się tak, jak mogli czuć się za komuny. I wiem, że pan Antoni Krauze nie jest jedynym, który rzeczywistość współczesnej Polski identyfikuje z rzeczywistością Polski komunistycznej. Polska jest bogata w ten rodzaj obywatelskiej świadomości. Mam wielu znajomych, nawet przyjaciół, którzy inną optyką nie rozporządzają. Albo jej jeszcze w sobie nie odkryli.

Niestety, miało być krótko, wyszło tekstu więcej, bo widocznie nie mam wprawy w zwięzłych wypowiedziach. Dlatego drugi wątek mojego komentarza zamieszczę osobno, jako wpis "Grudzień 19770".

Brak komentarzy: