Spacerowałem, podziwiałem (przepraszam, ale właśnie woła mnie zza okna młody koziołek, wyjdę do niego na chwilę...) No, już sobie poszedł w stronę gęstej plantacji kukurydzy, i w niej zginął mi z oczu. Ledwie zdążyłem przywitać się z tym miłym, wszędobylskim sąsiadem. A wracając... Podczas spaceru nie oparłem się myślom o panu Mareczku. Nie wiecie kto to jest pan Mareczek? Na pewno wiecie, to imię bohatera takiej bardzo osobistej książeczki napisanej przez JMR a zatytułowanej "Rozmowy Polskie Latem roku 1983". W tej książce - jak też w prawie wszystkich innych, które napisał - pan Mareczek poszukuje odpowiedzi właściwie na jedno podstawowe pytanie: Kim ja jestem? albo Jaki ja jestem? albo Dlaczego właśnie taki a nie inny jestem? Zdaje mi się, że ja bardzo dobrze rozumiem te straszne niepewności i te gorzkie niepokoje pana Mareczka, bo dotykają one przecież jego wewnętrznego świata. Jeśli człowieka prześladują niezrozumiałe demony, a pan Mareczek pisze nie tylko pomiędzy wierszami, że go takie słodko gorzkie demony niepokoją, to takiemu człowiekowi nie tylko należy współczuć, należy raczej ze wszech sił mu pomóc. Co to znaczy pomóc w świecie niepojętych demonów? Zwyczajnie, ułatwić chociażby identyfikację któregoś z demonów, dorzucić nieco zewnętrznego światła i może by się wspólnymi siłami udało uczynić to, co jest niepojęte, choć szczyptę lub co nieco pojętniejszym.
Myślałem o tych kłopotach pana Mareczka, i o sposobie przyjścia mu z pomocą, szurając stopami w opadłych liściach z drzew Warmińskiego Lasu, robiąc głęboki wdech i wydech, pstrykając od czasu do czasu zdjęcie ładnemu Muchomorowi, albo widok lasu z jeziorem w tle. I przyszło mi do głowy, że być może panu Mareczkowi, czyli Rymkiewiczowi, w jego świecie wewnętrznym, brakuje takiej właśnie przejrzystej i niezakłóconej przestrzeni, jak ta przestrzeń Warmińskiego Lasu z błękitną taflą wody jeziora w tle. W takiej przestrzeni Ducha można nie tylko dojrzeć zło świata zewnętrznego, można znacznie łatwiej zobaczyć siebie samego, swoje ułomności, a także swoje sprawki i grzeszki, nawet te, które popełniliśmy dawno dawno temu. To nawet działa lepiej niż najbardziej szczera spowiedź, z najbardziej zaufanym księdzem w konfesjonale.
No tak, takie rzeczy łatwo pomyśleć, ale jak miałbym się podzielić z panem Mareczkiem moimi myślami? Po pierwsze nigdy go nie spotkałem i my się wcale nie znamy. Po drugie, przecież on tego sobie na pewno nie życzy. Jeśli tak, to ja już nic nie poradzę.